sobota, 13 września 2014

O psychoterapii


Pracuję jako psychoterapeutka już od ponad 14 lat, swoje pierwsze kroki stawiałam w Spółdzielni Lekarskiej w Sopocie, gdzie wpadałam raz w tygodniu i siadałam za lekarskim biurkiem, by po raz pierwszy w życiu spotkać się z Ludźmi i Ich cierpieniem. Pamiętam jednego z moich pierwszych Klientów, pana Piotra. Nasza wspólna praca trwała w sumie latami, pan Piotr raz po raz wracał do mnie na kilka miesięcy i potem znów gdzieś znikał w swoich sprawach. Teraz, w momencie, gdy o Nim wspominam, zastanawiam się dlaczego tak mocno we mnie zapadł. I pojawia się we mnie odpowiedź, że jest jedną z tych osób, która bardzo dużo nauczyła mnie o cierpieniu. Gdy dzwonił do mnie po dwóch latach milczenia i zasiadał w fotelu naprzeciwko, mogłam też obserwować samą siebie, swoje dorastanie i dojrzewanie jako terapeutki i człowieka. Rok temu dostałam wiadomość od Jego Żony, że pokonał Go nowotwór. Był mi tak bliski, że poszłam na Jego pogrzeb i myśl o Nim wciąż mnie porusza. Czuję głęboką wdzięczność, że mogłam Go poznać i że zaprosił mnie w swoją Drogę. 

Opowieść życia pana Piotra oraz innych Ludzi, którzy przyszli do mnie, sprawia, że sama sobie zadaję pytanie o to, czym jest psychoterapia. Czym jest dla mnie, jako terapeutki, czym jest dla Ludzi, którzy przychodzą do gabinetu. Jestem w stanie na to spojrzeć z obu perspektyw, ponieważ sama pukałam da drzwi gabinetów terapeutycznych. Ponad sześć lat temu pracowałam przez dwa lata z cudowną Jolantą Włoch, na której kanapie, w towarzystwie Jej kotów, po raz pierwszy spotykałam samą siebie w najtrudniejszym okresie mojego życia. W czerwcu zaś skończyłam roczną grupową terapię, poprzedzoną rokiem pracy z inną terapeutką. 

Psychoterapia… 
Psychoterapia to praca z cierpieniem, tak to widzę i czuję. Gdy popycha coś do tego, żeby wziąć telefon i zadzwonić do terapeuty, mówiąc „nie radzę sobie”. Gdy boli już tak mocno, a na dnie tego bólu pojawia się impuls – „mam dosyć”. Ten impuls, to światło, które się w Człowieku zapala, prowadzi potem przez znoje terapii i nie pozwala odpuścić. A przecież odpuścić się chce bardzo często, chęć salwowania się ucieczką jest wręcz normą, bo kto przy zdrowych zmysłach chciałby świadomie zanurzać się w cierpieniu? Jest jednak taki głos w środku, który mówi, zaufaj, otwórz się, idź dalej. To jest ta zdrowa, opiekuńcza część Ciebie, która pragnie odzyskać swoje własne życie i siebie samego. Dlaczego mówię „odzyskać”? Ponieważ terapia nie służy temu, by Cię od nowa kształtować, znów przycinać do jakiegoś wzorca tak zwanej normy. Lwia część obecnych problemów wynika z tego, że miałeś być przycięty do jakiegoś wzorca. Psychoterapia jest Drogą, podczas której odkrywasz swoją prawdziwą naturę, to kim jesteś naprawdę. Często pojawia się we mnie taka metafora, że wykopujemy jeszcze żywego Człowieka spod gruzów lęku, mechanizmów obronnych, nawyków i przekonań. W tej Drodze spotykasz siebie samego w całej okazałości i uczysz się przyjmować wszystko to z miłością i akceptacją. Oznacza to również umiejętność zaakceptowania swojego Cienia, czyli tej części, której wcale nie chcesz pokazywać ani sobie ani światu – np. złości, zawiści, okrucieństwa, tchórzostwa, bycia ofiarą. Uczysz się akceptować również istnienie tych gruzów, spod których wychodzisz. Choć brzmi to paradoksalnie, to tak samo trudno jest zaakceptować swoje jasne cechy – np. zdolność kochania, otwartość, emocjonalność, miękkość, szczerość, solidność. Terapia to proces stawania przed zwierciadłem i odkrywania jak najgłębszej prawdy. Taka prawda przynosi zmianę i dobrobyt, ponieważ nie musisz już ze sobą walczyć. To zdumiewające, ale dzięki zaakceptowaniu swojego Cienia, odkrywasz w sobie nowe pokłady współczucia, zrozumienia i miłości do siebie i do innych ludzi. Pogłębiają się relacje, a życie staje się bogatsze. To jest bardzo trudna i bolesna Droga. To, że decydujesz się na psychoterapię, świadczy o tym, że jesteś odważny i gotowy na zmianę. Mówi się, że terapia to oznaka słabości; nic bardziej mylnego! Wymaga siły, mnóstwa determinacji i cierpliwości. Mozolnie obserwujesz małe kroki, które świadczą o tym, że robi się inaczej, że jesteś co raz bliżej siebie. Zmienia się treść Twoich snów, nagle odpowiadasz inaczej niż zwykle szefowi, pani w sklepie czy dziecku. Czujesz więcej wewnętrznej równowagi, lepiej czujesz siebie, swoje emocje, pragnienia, uczucia. Zaczynasz pytać samego/samą siebie o to, co jest moją prawdą w danej sytuacji, a nie czyjąś. Jesteś w stanie dłużej pozostać przy swoim nastroju i nie udziela Ci się tak mocno czyjś nastrój. Łatwiej radzisz sobie z poczuciem winy, ze wstydem, chętniej okazujesz otoczeniu, to co stanowi Ciebie, niezależnie od tego, czy będziesz z tym przyjęty czy nie. Uczysz się robić to bez agresji. Ufasz sobie. Później zaś, gdy już osadzisz się w sobie, zaczynasz osadzać się w bliskości z innymi Ludźmi. Zaczynasz Ich lepiej rozumieć, szanować, kochać, przestajesz starać się Ich naginać pod swoje oczekiwania. Inni nie muszą już być tacy, jakimi Ich potrzebujesz, bo sam/sama jesteś swoim Źródłem. Wtedy też możesz otworzyć się na Ich prawdę, Ich piękno, Ich niepowtarzalność i razem tworzyć coś dobrego w życiu. Tak jak razem umiecie najlepiej. 
Kiedyś w jakimś artykule o doborze psychoterapeuty Wojciech Eichelberger powiedział, że wybór terapeuty jest najważniejszym z wyborów, jakich możesz dokonać w swoim życiu. Że jest ważniejszy niż wybór studiów, ponieważ dotyczy całego Twojego życia, relacji i funkcjonowania z sobą samym i z Ludźmi. Z każdym Człowiekiem, jaki przychodzi do mnie, składając swoje życie w przestrzeni gabinetu, co raz bardziej czuję, jak głęboka jest to prawda. Tylu jest Ludzi i tyle Losów, każdy inny, każdy niepowtarzalny, a wszystkie jednak wspólne i jednakie. Prawda jest taka, że każdy chce kochać i być kochanym w wolny i otwarty sposób. A reszta to detale.